Strzebielinkowcy: Andrzej Gwiazda. „Zaczęliśmy wojnę o święta”

Nasz cykl rozmów z osobami internowanymi w czasie stanu wojennego w obozie w Strzebielinku

gwiazda2

 Andrzej Gwiazda, rocznik 1935, uczestnik Grudnia ’70 w Gdańsku, współpracownik KSS „KOR”, współtwórca i działacz WZZ Wybrzeża, współautor 21 postulatów, wiceprzewodniczący Krajowej Komisji Porozumiewawczej, po Walnym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” członek Komisji Krajowej

– Został Pan internowany 13 grudnia 1981 roku. Wiedział Pan, dokąd Pana zabierają?

– Oczywiście, że nie.

– Czego się Pan spodziewał?

– Spodziewałem się, że Jaruzelski zaatakuje tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Mieliśmy wydrukowane 10 tysięcy instrukcji zachowania się w stanie wyjątkowym i nadzieję rozkolportowania ich na całą Polskę.

– Był Pan w Strzebielinku przez dwa tygodnie. Jak wyglądał ten czas?

– Pierwsze trzy dni to oczekiwanie na czołg z napisem „Solidarność” rozwalający więzienną bramę. Czołg nie przyjechał, nie dotarła też wiadomość o strajku powszechnym, więc stwierdziłem: „Chłopaki, siedzimy równo”. WRON-a może nam zabrać wolność, ale nie damy sobie zabrać świąt Bożego Narodzenia i zaczęliśmy wojnę o te święta.

– Zwycięską walkę?

– Tak. Powiedziałem wówczas: „Panie komendancie, mówmy szczerze. Jeżeli wyrzucimy gryps, że potrzebujemy choinek, to cały ośrodek zostanie zawalony tymi choinkami, a pan będzie miał kłopoty, żeby wyjść z gabinetu”. Komendant się poddał: „No tak, ma pan rację”. Więc choinka była pod każdą celą. Ale trzeba było je ubrać. Piękne, złote włosy anielskie powstały ze sprutych epoletów komandora marynarki. Oprócz tego kolega pouczył nas, co trzeba symulować, aby dostać od lekarza smarowidło fioletowe, co na czerwone, a co na żółte. Malowaliśmy papierki i kartoniki, kleiliśmy łańcuchy, wycinaliśmy kółka i składaliśmy bombki. Z długo gotowanej pasty do butów odlaliśmy świeczkę, paliła się krótko, ale tradycji stało się zadość. Dostaliśmy paczki od rodzin, więc była nie tylko choinka, ale również wspaniały stół wigilijny. Nie daliśmy sobie odebrać świąt Bożego Narodzenia, pozwolono nam też na widzenia z rodziną. Dało to możliwość wyrzucenia najważniejszej wtedy informacji: że stan wojenny został wprowadzony sprzecznie z obowiązującym prawem, jest złamaniem konstytucji i przestępstwem. Do dzisiaj nie wiem, czemu „podziemie” tego oczywistego faktu nie wykorzystało do walki z WRON-ą.

– Ile osób było wówczas w jednej celi?

– Szesnaście, prycze były dwupoziomowe. Mieliśmy atrakcję w postaci antysolidarnościowego członka branżowej Centralnej Rady Związków Zawodowych. Lucka traktowaliśmy z serdeczną kpiną. Po latach koledzy opowiadali, że gdy WRON-a dostrzegła pomyłkę, to musiała go siłą wyprowadzać z celi, ponieważ Lucek chciał nadal siedzieć z „Solidarnością”.

– Krótko potem został Pan przetransportowany śmigłowcem do Warszawy…

– Ogólnej obawy o to, że lecimy do Moskwy nie podzielałem. Po co byłoby im sprowadzać na swój teren „chorobowe zarazki”…

(Witt)x

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej