Kaszubskie Betlejemki

Właśnie nastał grudzień, miesiąc wielu świąt, rocznic i ważnych wydarzeń. Jednym z nich, zaliczanych do najbardziej radosnych i obchodzonych przez ludzi z całego świata, są święta Bożego Narodzenia. Upamiętniają historię sprzed dwóch tysięcy lat, która miała miejsce w mieście Betlejem. Od tego czasu w różnych zakątkach świata ludzie nadają nazwę Betlejem swoim wioskom, osadom czy miasteczkom. W Polsce mamy Betlejem na Podkarpaciu, na Dolnym Śląsku i nawet na Kaszubach, niedaleko Stężycy. Mamy też betlejemitki, czyli Zgromadzenie Małych Sióstr od Betlejem. Eremów betlejemitek na całym świecie jest kilkanaście, ale w Polsce tylko jeden, i to właśnie na Kaszubach.

Trzy kilometry na północny wschód od Szemudu leży wieś Grabowiec. Idąc w stronę lasu, dociera się do niezwykłego miejsca, w którym panuje cisza, a jednocześnie radosna atmosfera. To tam kilkanaście lat temu zakonnice ze wspólnoty od świętego Brunona postanowiły założyć swoją siedzibę, nazywając ją Monasterem Najświętszej Dziewicy na Pustyni, w skrócie Betlejem. Określenie „na pustyni” jest nieco szokujące, bo na Kaszubach, poza ruchomymi wydmami w okolicach Łeby, trudno znaleźć pustynię. Chodzi tu jednak o przenośnię, nawiązującą do charakteru zgromadzenia.

Zakonnice wybrały Kaszuby, bo wiele lat temu istniał u nas podobny erem zgromadzenia męskiego w Kartuzach. Betlejemki, albo jak brzmi to bardziej poprawnie, betlejemitki są wspólnotą kontemplacyjną. Nie wolno im rozmawiać, nawet między sobą. Jeśli potrzebują się porozumieć, piszą do siebie karteczki. Każda z nich mieszka we własnym eremie, samodzielnym domku. Ich życie opiera się na regule św. Brunona z Kolonii, ustalonej w XI wieku, ale nawiązującej do duchowości wschodniej, wypracowanej w IV wieku właśnie w pustynnych pustelniach. Notabene święty Brunon był założycielem zgromadzenia kartuzów, na Kaszubach obecnych od XIII wieku, w którym obowiązuje milczenie, modlitwa, post, praca i przebywanie w samotności przez większą część dnia.

Kiedy dotarłam do monasteru w Grabowcu, byłam przekonana, że poza zakonnicami nie spotkam żywego ducha. Jakże się myliłam. Bowiem do owego Betlejem przybywają ludzie z całego świata. Urzeka ich nie tylko piękno przyrody i znakomicie wkomponowany w nią zespół klasztorny, ale przepiękny śpiew, milczenie i nietypowa liturgia łącząca w jedność elementy wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa.

Nazwa Betlejem wzięła się od stajenki, w której urodził się Jezus, adorowany przez Maryję. Pierwsza kaplica wzniesiona przez zakonnice owego zgromadzenia też miała charakter stajenki. Podobnie jak Maryja siostry adorowały Syna Bożego obecnego w Eucharystii. I tak jest też w Grabowcu, gdzie wnętrze kościoła przypomina stodołę czy stajnię. Zakonnice godzinami siedzą we własnych stallach, a raczej leżą skulone na podłodze niewielkiego kościoła, adorując Słowo Wcielone pod postacią Chleba Eucharystycznego, inaczej hostii umieszczonej w monstrancji, kontemplując Trójcę Świętą, przedstawioną zwyczajem wschodnim pod postacią trzech aniołów. Ich liturgia, w większości po łacinie, składa się ze śpiewu o melodiach mozarabskich, syryjskich, koptyjskich, a także łacińskich z tradycji kartuskiej. Jest w niej sporo inspiracji z liturgii wschodniej, czyli z tradycji bizantyjskiej. Odniosłam wrażenie, że jestem na mszy Kościoła rzymskokatolickiego, a jednocześnie chaldejskiej, syriańskiej, a może maronickiej? Wierni mogą w niej uczestniczyć przebywając wyłącznie na emporze (balkonie). Kolejnego szoku doznałam, kiedy po trzykrotnym czytaniu Ewangelii, jak w kościołach Wschodu, rozpoczęło się kazanie. Było rewelacyjne, bo składało się z milczenia. Tekst Ewangelii każdy mógł przemyśleć po swojemu.

Przy przekazywaniu znaku pokoju do wiernych podeszły dwie zakonnice. Uśmiechnięte, radosne, ubrane w białą szatę przypominającą strój nomady czy habit kartuza, podawały wyciągnięte dłonie, wkładając w nie dłoń każdego wiernego. Kiedy nastąpił moment rozdawania komunii, na emporę wszedł kapłan i pomagające mu zakonnice. Komunia była pod dwiema postaciami. Zakonnice nie żyją jednak tylko modlitwą i kontemplacją. One też pracują, a swoje wyroby: ikony, rzeźby, medaliony, ręcznie malowaną ceramikę, własne wypieki sprzedają w przyklasztornym sklepiku. Czyni to dyżurna siostra, która otrzymuje pozwolenie na rozmowę z wiernymi.

Tekst i zdjęcia Maria Giedz

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej