Izbica – Wieś między rzeką, jeziorem a bagiennym rezerwatem

Lato co prawda powoli się kończy, ale został jeszcze wrzesień, piękny miesiąc, w którym warto wybrać się tam, gdzie można podziwiać przyrodę – tę najbardziej dziką i nieskażoną. Nie trzeba jechać daleko. Miejsca urokliwe, z interesującą, a nawet tajemniczą i intrygującą historią, można znaleźć w całym Pomorskiem. Wystarczy pojechać na Kaszuby zachodnie.

Łeba, Kluki, Smołdzino – to znane turystom miejscowości, ale Izbica? „Podglądacze” ptaków znają „Bagna Izbickie”. Miłośnicy wędrówek na dwóch kółkach wiedzą, że wieś o nazwie Izbica leży na międzynarodowej trasie rowerowej R 10, a pozostali będą pytać, czy to ta miejscowość na Kujawach. Otóż Pomorze ma swoją Izbicę, która usytuowana jest na południowym brzegu jeziora Łebsko, trzeciego co do wielkości w Polsce i największego przybrzeżnego jeziora na polskim wybrzeżu, mniej więcej w połowie drogi, idąc żółtym szlakiem, z Łeby do Kluk.

Pozornie we wsi nie ma nic ciekawego – baza turystyczna, sklep i niezbyt stary kościół pw. św. Józefa, filia parafii w Główczycach. Jeśli nie jedzie się do niej przez Główczyce, czyli z Gdańska naokoło, to każda inna droga wymaga silnych resorów w samochodzie. Mimo że to międzynarodowy szlak rowerowy, zdarza się, iż fragmentami pokonuje się go w błocie i wodzie, pchając rower przed sobą albo przenosząc na ramieniu. Ale warto to miejsce zobaczyć. Bowiem takich łąk, porośniętych trzcinami, kwiatami i bagnem, gdzie aż się roi od wszelkich fruwających stworzeń, nie ma nigdzie w Polsce.

Sama wieś nie jest zbyt stara. Pierwsza wzmianka o niej pojawia się dopiero w XVI wieku. Używano wówczas nazwy Gisbitze, Jesebitz albo Gjesebiz. Do lat 50. i 60. XX wieku tereny Izbicy (Jizbjicy po słowińsku, czyli w gwarze języka kaszubskiego) zasiedlali właśnie Słowińcy, których z powojennej Polski wypędzono, utożsamiając ich z Niemcami, chociaż większość z nich po niemiecku nie mówiła. Za to byli protestantami, a to w ówczesnej Polsce było wykładnikiem niemieckości. Poza tym wieś składała się z kilku osad. Jedną z nich była Ameryka, czyli imperialiści, inną Paris albo Lisia Góra. Właśnie ci protestanci w 1930 roku wybudowali kościół według projektu architekta Buchholza w stylu neogotyckim z czerwonej cegły, chociaż już wówczas panował modernizm. W górnej partii wieży zastosowali konstrukcję szachulcową, w ten sposób podkreślając swoją przynależność do „Krainy w kratkę” (o której też już pisaliśmy w „Magazynie”).

Izbica kiedyś była własnością rodu von Stojentins, starej szlacheckiej pomorskiej rodziny. Hodowano tam owce, z których wełnę sprzedawano do Gdańska. Potem rozwinęła się hodowla bydła, trzody chlewnej i koni. Były też plantacje trzciny, której używano do krycia dachów miejscowych domów. We wsi znajdował się nawet folwark z pałacem, ale wszystko spłonęło. Stała karczma, a w kanale łowiono łososie i węgorze. Dzisiaj jest to spokojna miejscowość zamieszkana przez około 250 osób, w większości to ludność napływowa, zajmująca się przede wszystkim rolnictwem, a trochę rybactwem i przyjmowaniem gości, którzy szukają miejsc, gdzie słychać żurawie i żaby, gdzie można spotkać myszołowa i kszyka, nie mówiąc już o innych dość oryginalnych ptakach, których nazw trudno spamiętać. Okolica wsi to jedno wielkie torfowisko, które przez dziesiątki lat było eksploatowane, bowiem torfu używano na opał.

Obecnie wschodnia część torfowiska objęta jest strefą rezerwatową. Powstał tam jeden z większych w Polsce, bo na obszarze około 850 hektarów, unikatowy w skali krajowej rezerwat „Bagna Izbickie”. Najciekawsze są bardzo dobrze zachowane atlantyckie wrzosowiska. Rośnie tam również rosiczka okrągłolistna, która jest rośliną mięsożerną, bo żywi się owadami. Dla amatorów ornitologów to istny raj. Godzinami wysiadują, najczęściej o wschodzie słońca, wpatrując się przez lornetkę w miejsca, gdzie mogą pojawić się niezwykłe okazy. Przyglądają się im, fotografują, a potem pokazują znajomym, opowiadając o codziennym życiu małych i dużych ptaszków.

Ja jednak polecam piesze wędrówki – na przykład do ujścia Łeby, gdzie zbudowano specjalny pomost, z którego widać majestatycznie wznoszące się nad jeziorem białe, ruchome wydmy. Można też pójść w drugą stronę, czyli na zachód, aż do wsi Kluki, gdzie znajduje się skansen. To tylko osiem kilometrów. Po drodze zobaczymy hodowlę koni, pensjonat, a potem tylko łąki, stawki, bagna, kanały – przeżyjemy trochę przygody, której długo się nie zapomina.

Tekst i zdjęcia Maria Giedz

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej